Jak to już ktoś gdzieś napisał, aktualnie jestem w takim wieku, że część moich znajomych się hajta, a część leży zajebana pod stołem. Sama plasuję się gdzieś pośrodku, a jako że widoki na korzystne zamążpójście na razie kryją się gdzieś za horyzontem, to chyba bliżej mi do grupy nr 2.
Choć może nie aż tak blisko, na co dowodem może być fakt, że dzisiaj, w pierwszy dzień roku czuję się dobrze, rano koło łóżka nie było miski z nieelegancką zawartością i nie rzuciłam się też z kurwikami w oczach na leżącą w pobliżu butelkę z wodą.
W 2016 zjem własnego kapcia
Nowy rok – nowa ja czy jakoś tak… Z tego co zaobserwowałam, to postanowienia noworoczne są passé. Teraz króluje tendencja do klikania w wydarzenia na Fb typu „W 2016 będę jeszcze gorszą zołzą/będę miał wyjebane/obudzę się martwy w przestrzeni kosmicznej (wtf?)/nauczę się ujeżdżać niedźwiedzia jak Putin (wtf x2). Bo po co sobie postanawiać coś ambitniejszego niż wykąpanie się w wodzie po pierogach, jeszcze się nie uda no i ojoj co wtedy.
Tak siedzę i rozkminiam, że za 40 lat (o ile dożyję) nie chcę być zgorzkniałą staruchą, której jedynym źródłem satysfakcji w życiu będzie złośliwe najeżdżanie ludziom na nogi sklepowym wózkiem. Z kolei ty pewnie nie chciałbyś zostać zapleśniałym staruchem na wózku, z cewnikiem oplatającym nogi niczym dzikie wino, opowiadającym wnukom wspomnienia z szalowego sylwestra z Polsatem.
Nie wiem z czego wynika fakt, że kiedy życie daje przysłowiowe cytryny (czemu nie pomarańcze?) to sporo osób zamiast je po prostu wycisnąć, najpierw patrzy na nie nieufnie, potem niepewnie je liźnie, po czym rzuci w krzaki mówiąc „Nieee, tfu tfuu za kwaśne.”
No jasne, że czasem jesteś przekonany, że masz asa w rękawie, po czym okazuje się, że to tylko zasrana dziewiątka, no ale… cóż, bywa.
W Nowym Roku życzę Wam tylko jednego: żebyście nigdy nie odczuli „śmiertelnej samotności, która przychodzi na końcu każdego zmarnowanego dnia”. Nie ja to wymyśliłam, to Hemingway. No, chyba że zjedzenie własnego kapcia jest czyimś szczytem ambicji, to pewnie takich dni nie będzie.
Twoje homeryckie porównania powaliły mnie na kolana. Poważnie! 😀
PolubieniePolubienie
Dzieny ;D
PolubieniePolubienie
Podoba mi się co tu czytam 😀
PolubieniePolubienie
Z tymi ambicjami to trafione w samo sedno 🙂 tak jakby to był wstyd, że stawiać sobie wysoko poprzeczkę 😀 ale ze smutkiem trzeba stwierdzić, że chce nam się coraz mniej i nikt nie widzi w tym problemu 😀 bo życie trzeba brać na luzie 😀 mimo wszystko dobrze czasem sobie postawić jakiś cel w życiu 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Właśnie, chce nam się coraz mniej, a jeśli ktoś ma jakieś większe ambicje jest często linczowany i sprowadzany siłą na ziemię, nie dajmy się xD
PolubieniePolubienie
A ja jeszcze tak niedawno myślałam, że pierwszym refleksyjno-życiowym kryzysem z jakim przyjdzie mi się zmierzyć będzie kryzys wieku średniego. Myślę, że ten podlejszy to kryzys tzw. „ćwierćwiecza”, kiedy już dokonaliśmy pewnych wyborów i tak znowu stoimy w przeciągu. A znajomi, już nie stół i ślub, ale ślub i brzuch, albo (ciągle zadaje sobie pytanie jakim cudem) „moje dziecko poszło do I klasy”. Ale dobrze sobie wtedy wyobrazić 80 letnią babcię, która wali nas laską po głowach i ruszyć z kopyta do przodu. Co do postanowień noworocznych to myślę, że nowe postanowienia i cele warto obierać sobie codziennie, a nie „od święta”. I tego Tobie też życzę: zawojuj świat, a później to opisz 🙂 niech się dzieje 🙂
PolubieniePolubienie
Dzięki, taki jest plan! 😀
A do kryzysu „ćwierćwiecza” też mi jeszcze trochę brakuję, ale mam nadzieję, że nie będzie to jakieś traumatyczne doświadczenie.
PolubieniePolubienie