Z pamiętnika pseudopodróżniczki: histeria w samolocie

Gdzie moja orkiestra grająca do końca? Gdzie race wystrzeliwane w niebo? Gdzie ksiądz prowadzący biedną owieczkę przez ciemną dolinę? I Jack ciągnący mnie za rękę wśród lecących na nas krzeseł i innych mebli.

No ni ma. A tak to ja się nie bawię.

Jakbym miała umierać to na pewno nie w taki sposób. Nie w metalowej puszce, ze 179 innymi pasażerami drącymi się jak stare prześcieradło. No bo dama musi przecież umrzeć bardziej dostojnie. Nie tak nagle.

Latający ptak zagłady

Przy rozmowach o podróżach często schodzimy się na temat środka transportu. I o ile o pociągach, łodziach i autostopie mogę rozprawiać dłuższą chwilę, to kiedy w planach mam lot, tracę ochotę na dzielenie się wrażeniami. Zazwyczaj  kiedy na pytanie „Czym się tam dostaniesz?”, odpowiedź brzmi „samolotem”, zostaje ona cicho wybąknięta w szalik. Nie powiem tego na głos, to może się nie zdarzy.

Wujek Dobra Rada

Siedzimy już na miejscach, ikonka nakazująca zapięcie pasów świeci się zaledwie od kilku sekund, ale ja już zdążyłam ścisnąć je tak, że za chwilę krew przestanie mi dopływać do dolnej połowy ciała i konieczna będzie amputacja. (A byłoby mi trochę szkoda…)

Nie jest źle, nie lecę sama, lecę z Adrianem. We dwójkę będzie raźniej umierać. A może nawet podniesie mnie na duchu paroma pocieszającymi frazesami – ot, jak to mają w zwyczaju przyjaciele. Jakieś „Nie bądź głupia, będzie dobrze”, „Przecież nie ma się czego bać” albo krótkie „Przeżyjemy”.

Ale NIE-E.

Gdzie masz paszport?

Jest o tutaj. – wskazuję na małą książeczkę, zawierającą moją okropną podobiznę wystylizowaną na bandziora po 3 próbie ucieczki z więzienia.

– Wiesz, co musisz teraz zrobić? – pyta szeptem

?

No musisz go zwinąć w rulonik i wcisnąć sobie w tyłek. Łatwiej będzie zidentyfikować ciało. Ja już tak zrobiłem.

I kiedy z wielkimi oczami, półprzytomna ze strachu zaczęłam się zastanawiać jak go odzyskam jeśli jednak się nie rozbijemy, z której strony ugryźć temat, jakby tu dyskretnie… Wybuchnął śmiechem.

Resztę lotu w ciszy kontemplowałam swoją nienawiść do tego pajaca. To był bardzo nieodpowiedni moment na śmieszkowanie.

samolot

Co jest z tym skrzydłem?

Siedzę przy oknie. Nienawidzę, kiedy sadzają mnie w tym miejscu. Tutaj trudniej jest zamknąć oczy i udawać, że się jest gdzie indziej. Przynajmniej mnie to ciężej idzie. Może to placebo, a może akurat uaktywnia się jakaś masochistyczna cząstka mojej osobowości. I każe mi patrzeć za okno, jednocześnie podsuwając wizje własnego nadpalonego ciała przepołowionego przez pasy bezpieczeństwa. Bezpieczeństwa, jasne.

Samolot – cud techniki, najbezpieczniejszy środek transportu. Że niby większość pasażerów przeżywa wypadek, że prawdopodobieństwo śmierci w katastrofie lotniczej wynosi 1:29 milionów. Czyli teoretycznie szansę na przeżycie większe niż ochota na czekoladę przed okresem. Sranie po ścianie. Nie lubiłam, nie lubię i raczej (chociaż nigdy nie wiadomo) nie polubię latania.

Startujemy. Zaraz się rozpłaczę. Dobrze, że przynajmniej nie mam choroby lokomocyjnej, bo do kompletu brakuje tylko, żeby jeszcze śledź popłynął w górę rzeki… Zerkam kontrolnie za okno. Skrzydło wygląda podejrzanie. Czy ono powinno się tak ruszać? Matko, ale nim trzepie. Na pewno coś jest nie tak, pewnie to przeoczyli. Halo, halo panie pilot, skrzydło się urywa!

Staram się uspokoić samą siebie. Chmurki, chmurki, patrz na chmurki. Zobacz jakie piękne śnieżnobiałe kłębuszki, puszyste baranki. A pod nimi… kurwa, zaraz się rozbijemy! Wpadłam jak śliwka w gówno, już po mnie! Nie napisałam testamentu! Kto odziedziczy moją starą kolekcję gazetek z Witcha ? Kto nade mną zapłacze?!  O, jednak przeżyłam.

Pachnący trup

Siedzę z paznokciami powbijanymi w kolana, a przez moją głowę przelatują ciężkie rozkminy. Jak to jest z tymi maskami tlenowymi? Co mam zrobić, jeśli nic z nich nie poleci? Może stracę nad sobą kontrolę i zerwę ją z tego dziecka, które siedzi koło mnie i beztrosko ciśnie w jakąś grę na tablecie, nieświadome czekającej nas zagłady?

A co, jeśli z masek nie poleci tlen tylko coś innego? Jakiś gaz rozweselający na przykład. Abstrahując, perspektywa spadającego samolotu pełnego roześmianych quasi-nieboszczyków mogłaby być inspirującą wizją dla jakiegoś creepa piszącego thrillery. Ewentualnie mogą nam zaaplikować jakiś gaz usypiający żebyśmy nie mogli…  Moje rozważania zostają przerwane przez stewardessę.

Czego ona chce? Okay, rozumiem, że sprzedaje się napoje i jedzenie w samolotach, bo przecież niegodnie tak umierać na głodniaka. Ewentualnie można sobie walnąć drineczka gwoli lepszego samopoczucia. Ale tym razem chce opchnąć coś innego.

Perfumy.

Serio? Czy ktoś kiedykolwiek kupił na pokładzie perfumy? Nawet promocję mają. Minus 50%. Dziwne, że ZA KAŻDYM RAZEM mają akurat promocję.

Zresztą, kiedy już się rozbijemy, to całe perfumowanie psu w dupę.

Uf

Niemożliwe, wylądowaliśmy. Zgadnijcie kto jest osobą, która najbardziej cieszy michę i klaszcze z zawzięciem żony aktora, której mąż właśnie odbiera oskara? Tak, ja. (Oczywiście klaszczę tylko w myślach, bo wiadomo, że to taka wiocha jakby się klaskało kierowcy wychodząc z taksówki).


„Jeśli nie chcesz nic zobaczyć, to lataj samolotem, jak wszyscy.”

To akurat nie moje słowa, a pana Schmitta. Tak czy siak bardzo trafne. Bo czy przemieszczenie się samolotem nie odziera podróży z czegoś bardzo ważnego? Wchodzisz, hej hop i już trzeba wysiadać. Raczej nie ma miejsca na wymienienie z współpasażerami czegoś więcej niż kilku rzuconych od niechcenia uwag na temat pogody.

Może to ja jestem dziwna, ale uwielbiam patrzeć za okno na przemykające krajobrazy. Tak, jak to cielę w malowane wrota. Lubię jak sosenki, wsie i budynki przetaczają się za szybą. A w samolocie to co? Może i ładny widok przez parę minut, póki jest się poniżej chmur. Ale z każdym kolejnym razem to powtórka z rozrywki.


A może jest tutaj równie nieustraszony podróżnik, który ma podobny problem z lataniem i poleci mi magiczny sposób na strach? Jakieś prochy, no nie wiem, cokolwiek?

11 uwag do wpisu “Z pamiętnika pseudopodróżniczki: histeria w samolocie

  1. O matko, to straszna że boisz się latać. Jakoś trudno mi sobie to wyobrazić! Te perfumy to faktycznie jest świetna rozrywka, ja też jestem pełen podziwu tym promocjom ale jakoś nigdy nie wpadłem na to, że możemy spaść. Prędzej chyba samochód na lotnisku Cię rozjedzie. Polecałbym jakąś wciągającą książkę dla ukojenia duszy, chociaż pewnie się tylko dobrze mówi… Mam nadzieję, że w jakiś sposób przezwyciężysz swój strach i sama zapakujesz komuś paszport zwinięty w rulonik tam gdzie trzeba! Cwaniaczek! Ha.

    Polubienie

  2. Nigdy się latania nie bałam, choć „ten pierwszy raz” faktycznie był stresujący (może dlatego, że kumpel, który siedział przy oknie miał okropny lęk wysokości?). Tak, też byłam pewna, że „TO SKRZYDŁO ZARAZ ODPADNIE!!!”. Ale spokojnie – teraz wsiadam do samolotu i jeszcze zanim uśmiechnięta stewardesa pokaże jak założyć maskę tlenową, zapadam w głęboki sen. Im więcej będziesz latać, tym szybciej osiągniesz taki stan. Powodzenia!

    Polubienie

  3. Niestety, I can’t relate – latać uwielbiam i jakkolwiek też lubię popatrzyć za okno jadąc pociągiem, to raczej ciężko by było dostać się inaczej w miarę szybko na Filipiny czy do Australii ;). Ale za to ujął mnie styl notki :).

    Polubienie

  4. Czasami mam podobnie. Są dla mnie loty, które mogłyby trwać i trwać ale są takie gdzie nie mogę usiedzieć w miejscu. Dużo pomogła mi w tym temacie wycieczka po lotnisku gdzie mówiono również o sytuacjach awaryjnych przez co niektóre kwestie zostały rozwiane.

    Polubienie

  5. Sikam ze śmiechu :D. Tzn. przepraszam, że mnie to bawi, ale jak już wiesz mam to samo. I jakbym dosłownie czytała o sobie. To, aż niemożliwe. I te ruszające się skrzydła- latałam już tyle razy, a też za każdym razem mam wrażenie, że to nie jest normalne i w końcu odpadną! I te maski. Jak nie zadziałają, albo źle użyje? Boże.
    W ogóle bardzo podoba mi się sposób w jaki piszesz. Lubię taki humor ;).

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do chociazkawalek Anuluj pisanie odpowiedzi