W życiu nie pojadę nigdzie sama stopem, przecież nie jestem kretynką

Jeszcze parę lat temu naprawdę tak myślałam. A tymczasem…

…północne krańce Paryża.

Stoję.

Sama.

Stopa łape.

Wybitni znawcy mowy ciała zapewne dopatrzyliby się niejakiej niepewności w tym moim wymachiwaniu ręką. Tam w środku, w środku, w Martynie zaciskam obie ręce na gardle swojej spersonifikowanej cząstki, która ma nadzieję, że jednak nic się nie zatrzyma i będę musiała wrócić jakąś normalną drogą. Samolotem jakimś na ten przykład.

Może i by to jeszcze miało jakąś rację bytu, gdybym dzień wcześniej nie przehulała hajsu na rzecz kursu paralotniowego last-minute, w cenie promocyjnej. Więc wymówki nie ma.

No trudno. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

O nie nie nie, jakiś tir się zatrzymuje, tak tak!

Podbiegam i otwieram drzwi.

No bo to jest tak.  Że albo czerwona lampeczka się zapali, albo czerwona lampeczka się nie zapali. W tym przypadku lampeczka bardziej przypominała gigantyczną, żarzącą się na karminowo kometę przelatującą po nieboskłonie moich nadziei na spotkanie przyzwoitego człowieka. I dojechanie do domu w jednym kawałku.

W ciągu sekundy oszacowałam swoje szanse w razie ewentualnego jak-by-co.

Hym-hym – nieduże.

W ogóle to ostatnio usłyszałam, że laski nie potrafią się bić. One od razu zabijają. Za kudły i jeb głową o żeliwny kaloryfer. I choć myśl, że jestem potencjalną maszynką do zabijania powinna mnie  w jakiś sposób pocieszyć, to w danym momencie ta taktyka byłaby raczej bez sensu

Ale wracając do tematu. Zważywszy na łysą czaszkę ,,ofiary” i odległość od najbliższego kaloryfera, liczba moich pomysłów na skuteczną samoobronę oscylowała koło zera.

Ani be ani me. W żadnym znanym mi języku.

A coś w stylu اغتصابأنتودفنالجسمفيالحديقة niewiele mi mówi.

Ogólnie staram się nie oceniać ludzi po pozorach, ale tym razem no po prostu nie dało się. Sądząc po oczach typ przerobił już w umyśle z 16 pozycji, z tym że w tej jego wizji szaleńca ja ręce miałam związane, a w ustach knebel. Ekhem… knebel w najlepszym wypadku.

Tak więc na początku jego mina przypominała rozpromieniony wyraz twarzy informatyka, któremu przypadkowo udało się wygrać voucher na seks-warsztaty, by po moim stwierdzeniu, że „to jednak nie po drodze” zrzednąć, niczym wyżej wymienionego na postawiony warunek, iż trzeba przyjść z własną partnerką.

Odjechał, nie poddaję się i łapię dalej.

Staje kolejny tir, ale tym razem zupełnie inna bajka. Z głębi kabiny wychyla się głowa i słyszę krzyk (zagłuszany przez hity disco-polo):

„ Łooo ile masz tych tobołów, rzucaj, pomogę Ci!”        

Jak do tej pory moja teoria, że ludzie zatrzymujący się autostopowiczom przy wtórze ,,Żono moja, serce moje” nie mogą być źli, się sprawdza. 

Proszę bardzo, strzał w 10. Wsiadam i jadę.


Gdyby ktoś mnie przymusił do wyodrębnienia dwóch kategorii kierowców, to pewnie bym ich podzieliła na takich, z którymi dziewczyna samotnie podróżująca stopem może na lajcie jechać i takich… no z którymi raczej odradzam. (syt. nr 1)

Czasem uda się trafić na takich, którzy:

  • po pierwsze podwiozą spory kawałek

„Wsiadaj, mam dużo czasu do pauzy, z 500 km Cię podrzucę”

  • popytają na CB radiu znajomków, znajdując dalszą podwózkę

„Mobilki, mobilki dziewczyna do zabrania w stronę tą i tą, tylko bez głupich propozycji

  • zweryfikują następną podwózkę

„Czekaj, wyjdę i zobaczę kto tam siedzi, bo jak Niemiec jakiś to będziemy szukać dalej”

  • przenocują Cię w tirze – na górnym łóżku

„Sorry, ale nie mam drugiego prześcieradła”

  • dadzą dobre rady

„Weź ty se dziołcha kup gaz pieprzowy na targu za 20 zł, tyle pojebów teraz jeździ. Umiesz się chociaż bić?”

  • zaproponują kawkę i poczęstunek

„Jesteś głodna? Mam chleb sprzed dwóch dni tylko, ale jeszcze ujdzie. A i nie wiedziałem ile cukru, to kawę sobie sama posłódź”

  •  dbają o Twoje wrażliwe uszy

„Mordy w kubeł barany, ogarnijcie się z tymi przekleństwami, ja tu z damą jadę!”

photo-1429277005502-eed8e872fe52

Oczywiście przy różnych postojach na stacjach benzynowych warto łapać wi-fi jeśli się upada na duchu. I liczyć na wsparcie (nie)moralne przyjaciół.

„Gwałt? Nie łudź się, nie masz tyle szczęścia”

 „Nie masz gdzie spać? Nie przesadzaj, ja właśnie spaliłam naleśniki.”

 „Masz wrócić, bo musisz zebrać wpierdol za zostawienie mokrych skarpetek w pralce.”

Ale pocieszenie, słodkie niczym wolny poniedziałek i pochwała żony prezydenta brzmi zawsze tak samo:

„No przecież Ty sobie dasz radę.”

I od razu przytłaczający splendor wszechświata jakoś przestaje się wydawać taki straszny.


Ręka w górę która jeszcze jeździ sama stopem!

Ewentualnie czy puściłbyś swoją siostrę\ matkę \ dziewczynę \ wnuczkę samą? ( O ile masz coś do powiedzenia w tej sprawie )

17 uwag do wpisu “W życiu nie pojadę nigdzie sama stopem, przecież nie jestem kretynką

  1. Nie, nie puściłbym dziewczyny stopem samej. W sytuacji 55 kilo kontra 120 kilo wszystkie lekcje samoobrony idą się paść.
    Parę koleżanek tak szalało w czasach liceum albo studiów i prędzej czy później każda dorobiła się co najmniej jednej przygody w stylu: wjazd na nieoświetlony parking, wyłączenie silnika, zamknięcie drzwi i pytania „to jak? płacimy?” (autentyk)

    Polubienie

  2. Swego czasu na stopa jeździłam sporo, ale nigdy sama. Właściwie to jakoś tej opcji nie brałam bardzo mocno pod uwagę, ale muszę przyznać, że już drugi rok tak czatuję na znalezienie jakiegoś towarzystwa na autostopowe wojaże w dobrym terminie i chyba zacznę brać pod uwagę opcję samodzielną 🙂

    Polubienie

  3. Stopem sama w życiu bym nie pojechała! Możesz mnie nazwać tchórzem, ale jednak wolałabym mieć przy sobie jakiegoś kolegę, który potrafi dać w mordę i to po nim widać.

    Polubienie

Dodaj komentarz